1maud 1maud
2984
BLOG

Moje 5 lat z salon 24 pl

1maud 1maud Rozmaitości Obserwuj notkę 128

Kochani. 25 kwietnia minie pięć lat od momentu kiedy zupełnie przypadkowo założyłam blog w salon 24 pl.*. Nie będzie mnie dokładnie w rocznicę -wyruszam znowu w świat. Tym razem na dłużej. Stąd wyprzedzenie w zapowiedzi i zamieszczeniu rocznicowego tekstu.

Być może uda mi się zamieszczać jakieś relacje z wyjazdu, ale zapewne nie będę komentować bieżących wydarzeń. Wierni czytelnicy mojego bloga wiedzą, że staram się naświetlać poruszane problemy na bazie szerszego spektrum niż tylko incydentalne wypowiedzi. A takie potraktowanie problemu wymaga researchu. Co jest czasochłonne. Będę podróżować po urokliwej Kostaryce.Mam zamiar sprawdzić do dzieje się w sąsiadującej Nikaragui. A potem przeniosę się do Kalifornii skąd rozpoczniemy z Lesiem podróż po wielu stanach USA. Założyliśmy pokonanie 7000 km w 20 dni. To nie daje marginesu czasowego na opisywanie na bieżąco. Ale wrażeniami zapewne podzielę się po powrocie.

Ci, którzy śledzili moje wcześniejsze wspomnienia z podróży znają moje fascynacje: przyroda i relacje z ludźmi. Zapewne zostanę wierna tym zainteresowaniom.

Rocznica to pora podsumowań. W czasie tych pięciu lat z Wami dzieliłam się przemyśleniami na różne tematy. Napisałam ponad 1200 notek. Zanotowałam ponad 2 500 000 wizyt na moim blogu. Przez wiele lat nie miałam powodu do blokowania komentatorów, mimo, że nie zawsze było mi łatwo przechodzić nad atakami personalnymi (poza meritum) na własną osobę. Niestety w ostatnim roku zmuszona byłam podać się i sama zaczęłam stosować metodą pacyfikowania niepoprawnych podjudzaczy do awantur. Nieważne czy byli to interesowni prowokatorzy czy czytelnicy z upośledzeniem zdolności rozumienia tekstu. Zakładałam, że to ja winna jestem jasności przekazu i dlatego cierpliwie starałam się tłumaczyć intencje przy wyciąganiu przez mnie wniosków wobec opisywanych problemów. Dość o mnie. Teraz o Was, moi mili współ-blogerzy i czytelnicy.

Przez pięć lat obserwowałam rozwój wielu blogerów. Liczne odejścia na „własne” poletko po uzyskaniu popularności w salon24. Inicjatywy zakładania własnych portali na bazie blogerów sprawdzonych w salon24 czy też tworzenie własnych, niezależnych blogów. Wiele osób wracało do salon 24, inni zadowalają się uzyskanymi (często niższymi niż w salon 24) wynikami kliknięć. Inni odchodzili zamieniając pasję w sposób na życie: zajmując się twórczością literacką czy rozpoczynając karierę dziennikarską w mediach.

Czerpałam z ich przemyśleń, uzupełniałam wiedzę. Fascynowałam się ich spojrzeniem na ludzi i zdarzenia. Wszystkie te możliwości zawdzięczam mojej obecności na tym portalu.

      Nie brakowało zdarzeń dramatycznych: odejść ostatecznych. Dwa z nich szczególnie utkwiły mi w pamięci: to Mama Lubicza. Blogerka o nicku Samasłodycz czy śp. pani Krystyna Pisarska, córka przedwojennego pisarza Jerzego Kosteckiego (mojego ulubionego!) Piszącego tez pod pseudonimem Krystyn T. Wand (Krystyn-od imienia córki). Jakość Jej wpisów i dyskusje komentarzach pod nimi z synem prezentującym inny punkt widzenia, przepojone wzajemnym szacunkiem, pełne miłości i woli (każdy zainteresowany może kliknąć w moich ulubionych na zachowane teksty Samejsłodyczy) i przekonać się samemu) były dla mnie cudem rozmowy ludzi prezentujących inne spojrzenie na otaczająca rzeczywistość.

Drugie odejście to nagła śmierć blogera Ambiwalentna Anomalia. Odszedł nagle w kwiecie wieku, a przedtem podzielił się z nami takimi przemyśleniami: „Nasza ślepota, zatem zatacza koło od cudu naszych narodzin do naszej zawsze niespodziewanej śmierci. Czasem mamy szansę zobaczyć to, co w życiu jest naprawdę ważne. Stajemy wtedy w samotności przed naszym własnym ciałem, które wydawało nam się niezniszczalne. Obawiamy się o tak prozaiczne i głupie sprawy jak o nasze 70 uderzeń serca w każdej minucie, obawiamy się o nasz oddech, który łapczywie zarzucamy jak sieć na życie, które zdaje się być już poza nami, oplatamy palcami pościel trzymając się kurczowo tej śmiesznej poręczy naszego życia. Jeszcze czujemy, jeszcze oddychamy, jeszcze przez chwilę będziemy nieśmiertelni! W zupełnej samotności, stajemy nadzy, strachliwi i przerażeni przed prawdą, którą w jednej jasnej sekundzie naszego życia poznaliśmy: codziennie jesteśmy obok własnej śmierci. To nasz najwierniejszy przyjaciel, który towarzyszy nam w każdej sekundzie naszego życia, trzyma nas w objęciach wtedy, gdy się rodzimy, gdy żyjemy pełnią życia, gdy rozpaczamy i uśmiechamy się ze szczęścia. Nasz jedyny przyjaciel w życiu – NASZA ŚMIERĆ nigdy nas nie zawiedzie, nigdy nie opuści, nigdy nie zostawi. Czy zdajemy sobie sprawę z jej obecności? Oczywiście, że nie… Jednak potrafimy naszego najwierniejszego przyjaciela, naszą śmierć, rozbawić do łez, bo mówimy jej codziennie o swych planach, snujemy sny o nieśmiertelności i o tym, co zdobędziemy..(..) Śpijcie w spokoju przyjaciele, a Dobry Bóg niech Was otoczy swoim miłosierdziem.

***

     Życzliwe relacje na salon 24 były zakłócane zwykle przy okazji tworzenia konkurencyjnych portali na bazie blogerów salon24. Ich tworzenie motywowane było zwykle niezgodą na zbyt duży pluralizm w dostępie do strony głównej przez lewicę, liberałów czy libertynów. Ja byłam i jestem zawsze zdania, że kiszenie się we własnym sosie jest może miłe, ale nie daje szansy na przekonanie innych do swoich racji i zwiastuje stagnację. Zdania nie zmieniłam do dzisiaj.

    Trudno zapomnieć, że kiedy z powodu nieporozumienia co do intencji w sprawie urodzin śp. Anny Walentynowicz doszło do prośby Szeryfa Igora o opuszczenie przeze mnie gościnnego salonu – w mojej obronie stanęło wielu blogerów. Także tych reprezentujących zupełnie odmienne od moich poglądy. Traumatyczne przejścia pozwoliły mi na oddzielenie ziaren od plew.

      Przełomowym momentem w salonowym życiu była katastrofa Smoleńska. Z jednej strony w salonie rozpoczęła się powtórka z festiwalu Solidarności. Nagle, ludzie różnych poglądów skonsolidowali wysiłki i w sposób nie mający precedensu wcześniej wspólnie próbowali wyłuskać prawdę z zalewu sprzecznych informacji.Powstała Biała Księga, powstało Kalendarium Wydarzeń. Samoczynnie powstała grupa śledczych próbujących wyciągać wnioski z wybranych elementów wiedzy, którą uznawano za potwierdzoną. Nieco więcej niż rok trwałą zgodna współpraca w zbieraniu wiedzy, zestawieniach informacji pozyskanych z wywiadów i relacji świadków..Z informacji dziennikarskich z mediów oraz wypowiedzi bezpośrednich świadków. Z filmów zamieszczonych w Internecie. Które w zestawieniu z oficjalnymi relacjami rządu i prokuratury jednoznacznie świadczyły o tym, że wszystko co jest brane przez polskie władze pod uwagę to popłuczyny przerobione przez oficjalne agendy rosyjskie.

     Włączyli się blogerzy naukowcy, inżynierowie, lekarze. Dołączyli do nich ludzie związani etatowo z lotnictwem i wojskiem. Także dziennikarze piszący pod nic niemówiącym Nickiem…

      Równocześnie nic tak nie zburzyło relacji i woli merytorycznej wymiany poglądów w salon 24.pl jak Katastrofa Smoleńska. I to kolejna asocjacja a okresem Solidarności. Wspólny sprzeciw nie wystarcza jako baza do stworzenia czegoś, co może stanowić bazę dla znaczącej zmiany. Część blogerów poszła tropem oficjalnej wersji wydarzeń uznając wspólnie z twórcami tej oficjalnej wykładni wydarzeń grupę blogerskich śledczych oszołomami. Potem grupa rozbiła się na śledczych wiernych zasadzie demaskowania fałszu w oficjalnych przekazach pochodzących od Komisji Millera i na bieżąco korygować informacje z prokuratury. Część wybrała drogę tworzenia własnej narracji wydarzeń w oparciu o kruche i niemożliwe do weryfikacji teorie morderstwa polskiej elity poza Smoleńskiem. Niestety ta druga cześć mocno obniżyła celność trafienia pierwszych. A także wysiłków rodzin i ekspertów reprezentujących podobny punkt spojrzenia na szanse wyjaśnienia przyczyn tego, co się wydarzyło w Smoleńsku. Do sukcesu w walce z nieprawidłowościami i do realnej zmiany status quo potrzebna jest oprócz sprzeciwu także zgoda co do sposobu przeprowadzania zmiany.

 W największym uproszczeniu tłumaczy to dlaczego łatwo można było spacyfikować 10 mln członków Solidarności. I dlatego tak trudno jest się przebić przez zarzuty oszołomstwa wszystkim podważającym oficjalne tezy Anodiny, polskiej Komisji Millera i kolejnych, jawnych nieścisłości prokuratury. Niestety, te różnice zdań skutkowały okopaniem się stron na swoich pozycjach. A szkoda. Bo wspólna praca dziesiątków blogerów, który poświęcają od trzech lat cały wolny czas(często kosztem pracy i życia rodzinnego) na próby dojścia prawdy o Smoleńsku straciła pierwotny impet i dała argumenty do podważania wyników ich pracy przez tych, którzy od początku czynili wszystko aby uzasadnić swoje orzeczenie powstałe zaledwie kilka godzin po katastrofie….Tak aby treść sms-a przesłanego do posłów PO nabrała mocy ostatecznej”…

      W ciągu tych pięciu lat poznałam wielu spośród Was osobiście. Miała rację Pawlikowska pisząc: „gdy się miało szczęścia, które się nie trafia czyjeś ciało, a zostanie tylko, tylko fotografia, to jest, to jest bardzo mało..” Tylko proszę nie czytać paraleli wprostJ !   Chcę powiedzieć, że możliwość rozmowy bezpośredniej; wymiana poglądów i żywy uśmiech to jest to uzupełnienie które pozwala lepiej odbierać intencje autorów notek. Z wieloma z Was nawiązaliśmy kontakty bezpośrednie. Wspólnie angażowaliśmy się w różne akcje. I jak to w życiu bywa bezpośredni kontakt weryfikował wyobrażenia z rzeczywistością. W lwiej większości przypadków w realu okazało się, że nie tylko warto pisać dla Was ale też warto rozmawiać. Na każdy temat.

    Przez te pięć lat mój kalendarzyk adresowy pogrubiał znacznie. Poznałam wiele osób, których nigdy nie poznałabym gdyby gdybym spełniło się moje oczekiwanie co do charakteru blogu: mój osobisty pamiętnik dostępny dla wybranych z rodziny i przyjaciół… Spotykaliśmy się nie tylko na rocznicowych, (jaka szkoda, ze w tym roku nie było) urodzinach salon24!!!. Widywaliśmy się na konferencjach, spotkaniach tematycznych, na marszach, protestach i koncertach okolicznościowych. Było kilka spotkań organizowanych oddolnie przez blogerów salon24 w różnych miejscach, w tym w moim ukochanym Gdańsku. Wiele osób miałam przyjemność gościć w swoim domu. Niektórzy bywają tam częściej niż inni.

  Dzięki aktywności w salon 24 poznałam wielu dawnych działaczy Solidarności z Polski i mieszkających zagranicą. Poznałam kulisy ich działań, miałam niezwykłą okazję do konfrontowania ich wspomnień z moimi: ja byłam wtedy zewnętrznym obserwatorem.

Przynajmniej kilkanaście osób które poznałam i szanuję niekoniecznie podziela moje poglądy na otaczającą nas rzeczywistość. Co nie zmienia faktu, że potrafimy rozmawiać i umiemy znaleźć wspólny język w wielu sprawach. Bo wbrew pozorom można się serdecznie różnić.

Nigdy nie spotkałabym  pasjonatów Gdańska takich jak Lestat, biegający z aparatem i uwieczniający przemijający Gdańsk Roko i GiZ (ten ostatni przybliża nam też Francję). Walczącego konsekwentnie z bananowym Gdańskiem Jurka Kowalskiego. Witka –fascynata historii. Nie poznałabym Reni i Kano oraz Rossemana prowadzących akcję Mikołaja Blogerzy Dzieciom.  Krzysia Leskiego i wielu innych dziennikarzy ( nie będę wymieniać- jest ich sporo!),którzy w bezpośrednich relacjach najczęściej prezentowali postawy kompatybilne z tym w jaki sposób opisują piórem otaczający świat przeszły i teraźniejszy.

   Wspomnę jedno ze spotkań. Bo warto. Pewnego piątku ranom odebrałam telefon od Piotra Semki który powiedział mi, że na rocznicowej uroczystości Solidarności pod 3 Krzyżami w Gdańsku nie będzie żadnego śladu po ważnych dla historii ruchu ludziach: gdańskich ofiarach Smoleńska. W tym osoby najważniejszej w tym miejscu : śp. Anny Walentynowicz. Zapytał czy mam jakiś pomysł jak zrobić tablice ze zdjęciami i ustawić je w pobliżu ołtarza... Bo jego wszelkie usiłowania spełzły na niczym.

Pozwiedzałam, że spróbuję coś wymyśleć. Piotr zajął się pozyskiwaniem zezwolenia na wniesienie tych tablic. Czasu było niewiele. Pomyliłam się tez o jeden dzień przyśpieszając datę (byłam przekonana, że uroczystość odbędzie się w niedzielę). Roboty było sporo: trzeba było zdobyć zdjęcia ze zgodą autora na publikację. Załatwić wydruk. Załatwić tablice na których trzeba je umieścić i je zawieźć pod Pomnik III Krzyży. I wedle mojego przekonania trzeba to było zrobić w jeden dzień- piątek! I chociaż wydawało się to niemożliwe –równie niemożliwa była akceptacja tego, że nie będzie śladu po śp. Annie Walentynowicz, Lechu Kaczyńskim, Macieju Płażyńskim i Rybickim w 30 rocznicę Sierpnia. Pod Krzyżami przed Gdańska Stocznią.

Zaczęłam od zdjęć: szukałam ich przez kontakty z fotografami z gazet (namiary dał mi Piotr Semka) – bezskutecznie (mało czasu). Drugi element to drukarnia. Zdjęcia trzeba wydrukować tego samego dnia,. Jedyna drukarnia która chciała podjąć się zlecenia postawiła warunek: zdjęcia musza być do godziny 14 ej!!!Inaczej nie ma szans na załatwienie sprawy w piątek.  W dodatku trzeba im do tego czasu dowieźć specjalną folię.

  I wtedy po raz pierwszy zaprocentowały znajomości salonowe: zadzwoniłam do Leszka Sopot, który bez namysłu obiecał przesłać mi elektronicznie zdjęcia swojego autorstwa ( Leszek wcześniej przekazał mi kilkanaście archiwalnych zdjęć dla Pani Ani Walentynowicz). Musiał jednak chwilę ich poszukać w tysiącach zdjęć ze swojego archiwum. Zdjęcie Prezydenta Kaczyńskiego pozyskałam z oficjalnej strony Kancelarii (archiwum). Kolejny telefon wykonałam do Roko – trzeba było zakupić specjalną folię do druku –podczas gdy ja organizowałam zdjęcia i zgodę – Roko wyjechał bezzwłocznie po zamówioną (w Nowym Porcie bodajże) –folię. Okazało się, że nie mamy łącznie dość pieniędzy na zakup –musiałam pobiec do bankomatu i uzupełnić braki. Kiedy przebiegałam przez przejście dla pieszych w drodze do banku –podjechał Roko i za kilkanaście minut byłam już w domu i mogłam przesłać zdjęcia do drukarni.

Zupełnie przypadkiem rozwiązał się problem tablic. W moim domu pracował akurat pewien pan złota-rączka. Wystarczyło powiedzieć mu dla kogo i dlaczego potrzebuję te tablice i obiecał zrobić je do następnego dnia…. Dzięki Leszkowi Sopot i Roko zdjęcia i folia trafiły do drukarni na czas.

Przewiezieniem tablic zajął się kolejny bloger: Marektomasz. Nadszedł dzień rocznicy. Na miejscu pod Krzyżami spotkaliśmy się z Piotrem Semką i Michałem Karnowskim. Oni byli przepustką dla nas i tablic. Obaj dziennikarze mieli bowiem plakietki prasa, które umożliwiły nam podejście z tablicami w rejon podestu z Ołtarzem przy Pomniku.  Piotr miał zgodę władz Kościelnych ( poinformował też Zarząd Solidarności w Gdańsku). Tablice pozwolono nam ustawić niezgodnie z umową Piotra z oficjelami w miejscu w którym byłby kompletnie niewidocznie.! Ku mojemu zdumieniu i oburzeniu dziennikarzy służby porządkowe władz miasta nakazały nam..opuścić sektor dla VIPów informując, ze nie mamy prawa wstępu do tego miejsca. Zrozumiałe to było w przypadku mnie i Markatomasza, ale kompletnie irracjonalne wydawało się być wobec dziennikarzy z oficjalnymi plakietkami prasy! Tymczasem jako pierwszych z sektora wyprowadzono właśnie protestującego Piotra Semkę i Michała Karnowskiego… I nie obyło się to bez użycia siły! Tak bardzo władzom miasta nie przypadł do gustu pomysł Piotra Semki … Mieliśmy żywy przykład na to jak się traktuje dziennikarza reprezentującego niekoniecznie poglądy rządzącej partii.  Nikt z nas jednak nie myślał o tym, żeby w tym momencie walczyć o poprawność zachowań i egzekwować głośno niezbywalne prawa dziennikarzy do przebywania w tym miejscu.* Cel mieliśmy jeden: postawić tablice ze zdjęciami tak aby były widoczne dla zgromadzonych przed Pomnikiem i dla widzów TV.

Próby pertraktacji spełzły na niczym. Tablice stały w miejscu w którym tylko bezpośrednie sąsiedztwo zapewniało możliwość ich zauważenia. Postanowiłam sprawdzić czy można ominąć wejście do sektora VIP z boku, od strony gdzie stały poczty sztandarowe. Marsz wzdłuż pocztów zainspirował mnie do prośby, aby delegacje pokłoniły się przed portretem Pani Anny…

 Kiedy znalazłam odpowiednią lukę – zadzwoniłam do Markatomasza i powiedziałam, że można podejść do Ołtarza i spróbować przestawić tablice. Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Marektomasz razem z kolegami spotkanymi na placu tuż po rozpoczęciu Mszy św. przestawił tablice ustawiając je w miejscu z którego cała Polska mogła je zobaczyć. Służby urzędu Adamowicza nie śmiały już niczego korygować….**

Ponieważ w tym czasie również moja Ukochana Księżniczka walczyła z chorobą oczu – nie mogłam pozostać na uroczystości. Przed wyjściem podeszłam do operatora TVN i poprosiłam o skierowanie kamer na tablice. Wyjaśniłam, że tablice zostały wykonane wskutek oddolnej akcji obywatelskiej i nie mamy przełożenia na żadnych decydentów.. Operator wyjaśnił mi, że kieruje kamerę tam gdzie wskaże mu reżyser – ale obiecał, że wykorzysta moment w którym on sam ma obowiązek zwrócenia obiektywu kamery w określonym kierunku: w momencie wymienienia z nazwiska danej osoby..

Kiedy po powrocie do domu włączyłam relacje z TVN – w kilka minut potem zobaczyłam piękną prezentację tablic z postaciami śp. Anny Walentynowicz Pana Prezydenta, Arama Rybickiego i Macieja Płażyńskiego.*** Odniesiony sukces -wobec oporów poprawnych politycznie urzędasów z powskiej kliki Adamowicza – objedliśmy radośnie z Michałem i Piotrem w pewnej knajpce włoskiej we Wrzeszczu. Tym, którzy sądzą że wszyscy dziennikarze piszą co piszą jedynie dla kasy dedykuję tę historyjkę.

    Może kiedyś zabiorę się do tego aby opisać inne wspomnienia ze spotkań … Również świadczących o tym, że nie brak u nas dziennikarzy, którzy piszą po to aby coś zmienić: niedobre rozwiązania prawne, odkłamać propagowane kłamstwa, poprawić byt zwykłych ludzi.  Że nie żałują czasu nie tylko aby pisać ( na portalach), ale też aby działać.

  Od pięciu lat poświęcam mnóstwo czasu na salon 24. Nie tylko w związku ze zbieraniem materiału do notek, z samym pisaniem ale także z wolą odpowiedzi na większość Waszych komentarzy. Tryb jaki sobie założyłam spowodował, że de facto monogamicznie związałam się z jednym portalem.

Kiedy wreszcie uporządkowałam nieco wspomnienia z moich podróży i chciałam nad nimi popracować aby być może wydać je własnym sumptem – moje wszelkie plany zostały podporządkowane Katastrofie Smoleńskiej. Nie tylko w formie pisemnej.

   Co dał mi pobył w salonie? Oprócz wiedzy zdobytej od innych blogerów, nawiązania znajomości w realu z ludźmi, których zapewne nie poznałabym bym nigdy gdyby nie moje pisanie tutaj – zdobyłam sobie grupę czytelników dla których moje pisanie stało się w jakiś sposób przydatne.  Ba, niektórzy z nich potrafili mnie rozpoznać w tłumie na marszu, czy podczas spotkania towarzyskiego. I to najlepsza forma premii za czas spędzony z Wami.

Dziękuje Wam za wejścia na mój blog. Dziękuję za każdy merytoryczny komentarz, bez względu na to czy był zgodny czy nie z moimi tezami. Dziękuję tym, którzy mnie czytają. Także adminom, którzy od lat życzliwie traktują moją notki. Fajnie jest być z Wami.

Z nostalgią czekam i wierzę, że wielu znakomitych blogerów którzy wybrali inne miejsca do dzielenia się własnymi spostrzeżeniami ( a które ja ceniłam) będzie od czasu do czasu choćby wracać tutaj.  Ja narodziłam się w tym miejscu. I zamierzam być mu wierna.:-)

Igorze, Radku-dzięki!

P.S. Zamieszczam wpis na weekend. Nie chciałam zamieszczać takiego tekstu w Wielkim Tygodniu. Może uda mi się jeszcze przed wyjazdem (tuż po świętach) przybliżyć Wam kulisy pewnych działań związanych z Katastrofą Smoleńską.

 

*W tym samym sektorze VIP spokojnie chodzili dziennikarze z plakietkami z TVN, TVP i wielu gazet!

** to własna postawa markatomasza podczas tej akcji oraz jego inne zachowanie z tego dnia: zarzut bezpośrednio postawiony Borsukowi o agenturalność powodowały moją obronę jego niezrozumiałej dla mnie postawy wobec Smoleńska. Do czasu, gdy nie zaczął wprost atakować Rodziny i ministra Macierewicza.

*** Tablice zostały późnej przeniesione do Sali BHP

Pozwalam sobie przytoczyć mój pierwszy tekst w salon24. Miałam wtedy 54 gościJ

 

      Naleśniki z serem.A w tle : Palikot a ustawa 212 z lat 80 tych

 

 

 

Dzisiaj piątek. Postanowiłam w trakcie wysłuchiwania porannych wiadomości przygotować naleśniki z serem. Udało mi się spokojnie zebrać niezbędne składniki i nagle- bum!!!      

     Dowiaduje się, że dzięki wspaniałej Komisji Przyjazne Państwo nie będzie zezwoleń na budowę na własnych gruntach! Bingo, długo oczekiwany cud! (Nota bene podobne dywagacje były już za rządów PIS). Za chwilę jednak pada wyjaśnienie, że rezygnacja obowiązywać będzie wszędzie tam, gdzie są plany zagospodarowania przestrzennego.  

    Kubeł zimnej wody na łeb. Z własnych doświadczeń (w trakcie próby uzyskania zezwolenia na budowę w gminie (w której takich planów nie ma) wiem, że mnóstwo biednych gmin w Polsce nie ma pieniędzy na bardzo drogie studia i plany i pewnie –jeśli nie będą się tam osiedlać nowi mieszkańcy -tych pieniędzy gmina mieć nie będzie.

Ale, ale..Poseł Palikot ma na to sposób- bardzo duże kary za niesporządzenie takich planów! Zaraz, zaraz...Kara za biedę???? I z czego zapłacić? Komornik zlicytuje??? Wtedy będzie kasa na karę, a gdzie kasa na plany? A co na równość obywateli wobec prawa? Właściciel gruntu nie ma wpływu na fakt sporządzania planów...ten, którego gmina ma kasę nie musi mieć zezwoleń, a ten którego gmina kasy nie ma -musi???? Przecież płacą tak samo podatki...  aaaa poseł Palikot ma na to sposób: nie płacić podatków! To jest droga do uzdrowienia kasy biednej gminy! Ma kasy za mało na plany gmina...niech nie ma nic! Dlaczego poseł Palikot nie wymyślił, ze biedne gminy, których nie stać na zrobienie takich planów mogą skorzystać z pomocy budżetowej na ten cel?? Ano pewnie kasy w budżecie nie ma to i Rostowski nie da...A może by tak w Unijnej kasie poszperać???   

   Kilka dni temu jakieś równie słuszne pomysły posła Palikota okazały się być mało konstytucyjne, inne jeszcze niemożliwe do spełnienia bez totalnej zmiany prawa...na kolejne nie ma przyzwolenia ministerstwa finansów, które nie może sobie pozwolić na rezygnację z jakichś dochodów.. I nagle mnie olśniło. Przecież to przypomina dokładnie medialny szum zrobiony w latach 80 wokół konsultacji społecznych wokół ustawy 212 zapalającej „zielone” światło dla rzemiosła.!

Mając wtedy dwadzieścia i kilka lat mniej, pełna woli zmiany otaczającej mnie rzeczywistości (bardzo szarej) ochoczo odpowiedziałam na zapotrzebowanie stworzenia społecznej Komisji konsultacyjnej. Ponieważ przypadkowo zupełnie trafiłam do grona doradców społecznych Prymasa Wyszyńskiego –zostałam umieszczona w składzie Komisji ds. rzeczonej uchwały. Założenie było chlubne: znaleźć wszystkie absurdy w przepisach, które utrudniają działalność rzemieślniczą i wspólnie z ówczesnym Ministerstwem Gospodarki pod kierownictwem wicepremiera Ozdowskiego wypracować zapisy uchwały skutecznie i na stałe zapalające zielone światło dla prywatnej, małej przedsiębiorczości. Wiedzę miałam z praktyki ( od 1979 roku byłam członkiem Cechu Rzemiosł), a w praktyce od 1957 roku wzrastałam przysłuchując się problemom związanymi z różnymi przepisami, które rozwiązywał mój Tatuś. W gronie Komisji był prof. Romuald Kukołowicz, kilku naukowców i rzemieślnicy (ja i jeszcze właściciel zakładu fotograficznego ze Szczecina).Wiedzę ekonomiczną z teorii (studia w Akademii Ekonomicznej w Poznaniu) takoż posiadałam. 

      Pełni zapału przygotowaliśmy cały szereg przepisów do zmian, każda propozycja zmiany poparta był przykładami utrudnień w funkcjonowaniu w życiu codziennym zakładów prywatnych itp., itd. Pękłam prawie z dumy, kiedy na pierwszym spotkaniu w trakcie mojej prezentacji sam wicepremier Ozdowski zdziwił się, że takie durnoty w przepisach funkcjonują... Ulżyło mi także, bo doszłam do przekonania, iż biedny wicepremier nie wiedział o istnieniu owych idiotyzmów w przepisach …przecież on biedny nie wie jak na co dzień boryka się z urzędami rzemiosło....

   Kiedy podczas kolejnego spotkania premier poprosił o przykłady.. Ja powtórzyłam, a on znowu się zdziwił -lekko byłam zaniepokojona. Szlag mnie trafił na trzecim spotkaniu, w trakcie którego kolejny raz wicepremier wyraził zdumienie z powodu 3 raz przytoczonego, dokładnie tego samego przykładu...Wtedy wypaliłam bez pardonu: ponieważ Pan wicepremier dziwi się już trzeci raz z tego samego powodu- rozumiejąc, że owo zdziwienie wynika z ogromu spraw, którymi na co dzień musi się zajmować- mam propozycję: aby nasze spotkania były stenografowane... Bo my-rzemieślnicy, żyjący z pracy własnych rąk - także nie mamy czasu na wielokrotne powtarzanie tych samych argumentów..I w dodatku, żeby moc to kolejny raz powtórzyć jechać z Gdańska czy Szczecina do Warszawy, co zajmuje nam wiele godzin (z Gdańska 5, 5 godziny)  

  Od tej pory ktoś tam coś pisał. Ale ja już wiedziałam w czym rzecz. Prasa szeroko pisała o konsultacjach, o zielonym świetle, o odwilży... (w tym momencie niestety do twarogu –nadzienia zamiast cukru wsypałam sól...)  Po roku 80 potrzebne były społeczeństwu sygnały o chęci zmian przepisów „na lepsze”. Podobnie jak teraz PO potrzebny jest medialny szum o wspaniałych rzeczach, które należy zrobić. Rzeczach pozytywnych, dającym wiarę społeczeństwu, że rząd efektywnie działa na rzecz obywatela. Ale, że nie będzie na coś pieniędzy w budżecie –to się nie zrobi z winy poprzedników...albo z powodu założonego w tym celu a priori -veta prezydenta, albo z powodu niezgodności z Konstytucją..  Czyli praca Syzyfowa Komisji wspaniała, a że bez efektów? Albo z efektami założonymi z góry jako możliwymi do spełnienia (tak jak w przypadku ustawy 212?)  

     Z mojej pracy w Komisji ds. uchwały 212 pamiętam świetną kawę i poczęstunki serwowane podczas posiedzeń. Ciekawych ludzi z naprawdę wspaniałymi pomysłami.. I to, że faktycznie przeszło w niej tylko to co było z góry założone, że przejść może.    Sądzę, że podobne wspomnienia pozostaną po Komisji Przyjazne Państwo.  Natomiast sam poseł Palikot jest Kocim Lwem PO! Kiedy zaczął pyskówkę (mało przyzwoitą) o rzekomej chorobie prezydenta wołając o ujawnienie jego stanu zdrowia czułam, że ta błazenada to preludium do czegoś...I: kolejny raz BINGO! Kilka dni później Sensacja w prasie! Prezydent pod Sąd za niezapłacone rachunki za karetkę reanimacyjną, która stałą z pełną obsadą pod płotem w Juracie!....  I mamy pośredni dowód na słuszność żądań posła Palikota... Pomijam fakt, ze na całym świecie głowę państwa się chroni i zabezpiecza. Że nikt nie próbuje obciążać za ten fakt samej Głowy...  Ale szum medialny to jest to! Konkluzje mogą wyciągać ci, którzy maja czas na myślenie. Spora część społeczeństwa zapamięta tytuły, sensacyjne pseudofakty... Kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się dla wielu swoistą prawdą...To zadanie poseł Palikot doskonale wypełni!      Cholerne asocjacje.... Spaliłam kolejnego naleśnika.  Cóż, chyba pójdę do sklepu i kupię gotowe!

Tekst z 25 kwietnia 2008 roku

 

P.S. (23.03.2013 r.)

Czy dzisiaj ktoś zna efekty pracy Komisji Przyjazne Państwo? Komisji, której z takim zaangażowaniem towarzyszyli dziennikarze i komentatorzy polityczni? Pozostało z niej tyle ile po mojej i ekipy doradców Prymasa Wyszyńskiego pracy na rzecz zapisów UW ustawie 212….

 

1maud
O mnie 1maud

Utwórz własną mapę podróży.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości